Mój czytelniczy rok dwudziesty XXI wieku

Wiem, wiem nie popisałem się ostatnimi czasy. Sam siebie rugam, że moje wpisy nie mogą się ograniczać tyko do podsumowań czytelniczych kolejnych lat. Nie będę się tłumaczył sprawami zdrowotnymi, pandemicznymi czy innymi. Po prostu bardzo Państwa przepraszam i zabieram się do podsumowania przeczytanych książek w… 2020 roku. Jak zwykle starałem się korzystać z różnych źródeł: Legimi, Empik Go, czy też własnej biblioteczki (zarówno tej z przedrostkiem e-, jak i książek wydanych drukiem).
Pandemiczny rok ów zaburzył nie tylko moją pisaninę, ale także czytanie. W kapitalizmie mówi się, „jeśli nie rośniesz, to znikasz”. Można powiedzieć, że to samo przydarzyło mi się z  czytaniem. O ile przez kilka ostatnich lat lista przeczytanych lektur co roku się wydłużała z każdym rokiem więcej (zarówno książek jak i stron, co skrupulatnie odnotowuje serwis Goodreads do którego korzystania stale namawiam), to w roku 2020 roku zaliczyłem nie tylko stagnację, co spadek obu wskaźników.Liczba przeczytanych książekKsiążkowy „Reading Challange”, beznamiętnie odnotowuje moją obniżkę lotów także w liczbie przeczytanych stron. Na szczęście nie grozi ona bankructwem, więc czytelnicze zmagania będą trwały nadal…Liczba przeczytanych stronNajgrubsza – najcieńsza książka
Miano najgrubszej książki AD 2020 przypadło antologii reportaży Hanny Krall „Fantom bólu”. Te teksty zawarte na 1224 stronach tradycyjnej książki czytane w tygodniowych odstępach dawały czas na refleksję i przetrawienie tej ogromnej dawki i emocji. Dzięki tej pozycji po dwudziestu latach wróciłem do reportażu „Zdążyć przed Panem Bogiem”. Już w klasie maturalnej byłem pod wrażeniem tego tekstu. Teraz to uczucie uległo zwielokrotnieniu. Doszedł do tego świetny wstęp Mariusza Szczygła opowiadający jak literatura szukała języka, by opisać Zagładę. Na marginesie zaznaczę, że opowieść o Marku Edelmanie skłoniła mnie do szerszego powrotu do lektur szkolnych. Lista książek czekających na ponowne przeczytanie robi się całkiem pokaźna. Polecam „Fantom bólu” w całości. Poszczególne teksty tworzą jedną opowieść: bohaterowie, wątki przenikają między sobą.
W kategorii najcieńsza książka serwis Goodreads wskazał minibook „Smoleńsk historia, a mit” licząca 68 stron. Pozycja ta zawiera teksty drukowane pierwotnie w „Miesięczniku ZNAK”. Pokazują proces tworzenia mitu wokół katastrofy i jego konsekwencji w polityce i zbiorowej pamięci.Najbardziej – najmniej popularna
Najmniej popularna, znaczy najrzadziej oceniana, to kolejny znakowy minibook złożony z tekstów poświęconych tym razem spowiedzi. „Pokuta zadośćuczynienie” zawiera znakomite artykuły dotyczące tego sakramentu zarówno od strony penitenta (księdza Grzywocza opisującego przygotowanie do spowiedzi, rachunku sumienia, żalu oraz towarzyszących lękach) jak i spowiednika (wywiad z ks. Prof. Józefem Tischnerem). Ciekawy jest także wywód (jeszcze wtedy) ks. Grzegorza Rysia o genezie i historii tego sakramentu. Najbardziej popularną z przeczytanych w 2020 roku pozycji jest absolutny klasyk: „Sto lat samotności” Gabriela Garcia Marqueza.Popularność według wydawnictw

Jak można zauważyć na szczycie klasyfikacji wydawców mamy remis: przeczytałem po sześć tytułów wydanych przez Agorę i Znak. Co ciekawe, największą grupę, aż trzynaście oficyn wydawniczych stanowią te z kategorii inne. Przeczytałem po jednej książce z wydawnictw: Czytelnik, Rafael, Dowody na istnienie, Iskry, Karta, Kosmos Kosmos, Krytyka Polityczna, Muza, Nasza Księgarnia, Od deski do deski, Wydawnictwo Poznańskie, WAM oraz Zysk i S-ka.

Stosunek ebooków do papieru
Co roku podczas podsumowania piszę jak bardzo zależy mi na dywersyfikowaniu książek papierowych i ebooków. Rok 2020 zaliczam pod tym względem do porażek. Mogę się pochwalić tylko czterema tytułami przeczytanymi w analogu względem dwudziestu dziewięciu w ebooku.

Podział książek ze względu na źródło pochodzenia
Dwadzieścia trzy książki pochodziły z własnej biblioteczki, osiem z abonamentowego Empik Go i dwa z Legimi. Niestety, żaden z proponowanych tytułów w ramach akcji Czytaj PL nie przypadł mi do gustu (lub miałem już we własnej Biblioteczce).

Wystarczy tych statystyk, przejdźmy do sedna

Muszę w tym miejscu wtrącić pewną uwagę techniczną dotyczącą wpisu. Wszystkie opisane tytuły są podlinkowane do porównywarek cen ebooków. Nie są to linki afiliacyjne. Po prostu chcę ułatwić Państwu poszukiwania jeśli zdecydowalibyście się nabyć którąś z pozycji. Z drugiej strony chciałbym w ten sposób wyrazić wdzięczność twórcom obu porównywarek za stworzenie świetnych narzędzi do ogarniania ebooków: zarówno cen, jak i samych kolekcji. W przypadku tytułów niedostępnych w formie elektronicznej linkuję do wersji papierowych.

Felietony i rzeczy okołofelietonowe
Podsumowanie zacznę od jednego z moich ulubionych autorów, który zmarł w roku 2020 czyli Jerzego Pilcha. W ramach wspomnienia przeczytałem (po raz kolejny) z zainteresowaniem jego felietony powstałe podczas pracy w „Tygodniku Powszechnym”. Zebrane one zostały w zbiorze „Widok z mojego boksu”. Swoją głębszą znajomość z Mistrzem datuję na okres, gdy publikował swoje felietony w „Polityce”. Zawsze miałem wrażenie, że to pierwszy okres (był także powrót po przygodzie z „Dziennikiem”), spędzony przy Wiślnej w Krakowie, uważał za mityczny i niepowtarzalny. W felietonach Pilcha czas dzielił się na ten przed i po „Tygodniku” (na marginesie polecam stworzony przez redakcję „TP” serwis poświęcony Jerzemu Pilchowi z okazji siedemdziesiątej rocznicy urodzin).
Poza felietonami, jestem także wielkim fanem „Dzienników” autorstwa pisarza z Wisły. Gdy się tylko pojawiały kolejne tomy, to ich lektura miała absolutny priorytet przed innymi pozycjami. Lukę po nich (ukazały się trzy tomy) w dużej mierze wypełnił „Dziennik hipopotama” Krzysztofa Vargi. Mamy tutaj wszystko: i politykę, i kulturę (zarówno tę wyższą, jak i pop), i Kościół, i potyczki z innymi pisarzami. Troszkę za dużo tu przechwałek autora na temat własnego talentu (szczególnie na tle innych), ale poza tym mamy kawał krytycznego opisu rzeczywistości. Tom obejmuje okres od 2018 roku do początku pandemii 2020. Mam cichą nadzieję, że będą kolejne…
Świetną pozycją około felietonową i reportażową jest zbiór tekstów podsumowujących pobyt w roli korespondenta „Gazety Wyborczej” red. Wacława Radziwinowicza „Creme de la Kreml. 172 opowieści o Rosji”. Niesamowite teksty o paradoksach kraju rządzonym przez Władymira Putina. Czytałem większość, gdy pojawiały się jako korespondencje w „Wyborczej”. Zebrane razem w jednym tomie mają o wiele większą siłę rażenia.
Pozostając przy felietonach nie mogę nie wspomnieć o zbiorze tekstów pisanych w różnych periodykach przez Kazika. Czego tutaj nie ma: „Tylko Rock”, „Gazeta Telewizyjna” (dodatek z programem TV „Gazety Wyborczej”), „Machina” czy kibicowska gazeta fanów Legii Warszawa. Można powiedzieć, że to zbiór poglądów na różne sprawy (obyczajowe, polityczne, kulturowe itp.). Podczas lektury „Niepiosenek” nie mogłem wyjść z podziwu jak bardzo się z prezentowanym światopoglądem Kazika się nie zgadzam.  Na marginesie zaznaczę, że bardzo brakowało mi informacji o datach pierwotnego ukazania się tekstów. Niestety, tylko w niektórych przypadkach jest dopisek autora wyjaśniających kontekst tektu.
Felietonowy wydźwięk ma także zestaw reportaży Mariusza Szczygła „Kaprysik. Damskie historie”. Jak sam tytuł wskazuje bohaterkami siedmiu (a we wznowieniu osiem, bo nowa wersja została poszerzona o tekst „Bagaże Pani K.”. Niestety, mam pierwsze wydanie) tekstów są kobiety ich pasje nawyki czy nostalgiczne historie. Urzekające.

Reportaż
Rok 2020 był zdecydowanie moim osobistym rokiem reportażu. Udało mi się przeczytać aż dziesięć pozycji tego gatunku. Część z dotyczy czasów PRLu.
Pierwszym jest zbiór tekstów opisujących czasy słusznie minione czyli „Lepsi od Pana Boga. Reportaże z Polski Ludowej” Janusza Rolickiego. Autor zatrudnia się na budowie, by opisać od podstaw patologie rządzące gospodarką socjalistyczną. Czytając miałem nieodparte wrażenie, że Bareja podczas pisania scenariuszy swoich filmów musiał się inspirować wcieleniówkami Rolickiego.
Wcześniejsze lata PRLu stosując inną technikę opisał w zbiorze reportaży „Busz po polsku” Ryszard Kapuściński. Akcja reportaży rozgrywa się na przełomie lat 50 i 60-tych XX wieku. Bohaterami są m.in. robotnicy, żołnierze odbywający służbę, flisak czy dwie Niemki uciekające z domu starców. Miejsce akcji to głęboka prowincja, autor w intrygujący sposób nakreślił życie i bolączki Polaków czasów początków Polski Ludowej.

Kolejną pozycją, której tematyka ma korzenie w PRL, a konsekwencje odczuwalne są do dzisiaj, to „Nie zdążę” Olgi Gietkiewicz, opisującą nieciekawe losy komunikacji (głównie autobusowej) na prowincji. Piszę, że korzenie tematu tkwią w PRL, bo właśnie wtedy nastąpił rozkwit PKSów, które zapewniały komunikację poza dużymi ośrodkami miejskimi. Obecnie publiczna komunikacja autobusowa jest w agonii. Niestety, nic nie wypełniło po nich pustki. Na rentownych trasach pojawiły się busiki często w nikczemnym stanie technicznym. Część wiosek w ogóle została odcięta od jakiejkolwiek komunikacji publicznej.
Temat wart głębszej analizy i książki. Niestety, „Nie zdążę” w większości skupia się na pojedynczych historiach zasłyszanych w busach. Każdy pasażer powiatowych zbiorkomów słyszał podobne. Niestety, w tej pozycji nie znalazłem nic ponad historyjki.

Pozostając (przynajmniej częściowo) przy PRLu nie mogę nie wspomnieć o drugim tomie „Antologii polskiego reportażu XX wieku: Tom 2 1966 – 2000”, czyli także dwadzieścia kilka lat Polski Ludowej pod redakcją Mariusza Szczygła. Czytając ten zbiór regularnie można zaobserwować, jak zmienia się nie tylko definicja, ale także język reportażu, rola autora i narratora. Czytanie Antologii chronologicznie daje możliwość prześledzenia jak na przestrzeni lat zmieniał się ten gatunek. Dawniej autor był zdystansowany, niejako na zimno relacjonujący akcję reportażu Obecnie ciężar przesunął się na emocje autora. Opisywane zdarzenia są niejako przefiltrowane przez doświadczenie i poglądy autora, który często nie sili się na obiektywizm. Muszę wspomnieć, że te młodsze teksty są o wiele bardziej przystępne w porównaniu z tymi z początku wieku.

Pozostając przy reportażach chciałbym wspomnieć o książce, która zdecydowanie i bez wahania została przeze mnie wybraną „Najlepszą przeczytaną książką w roku 2020”. Jest to „Spowiedź” Calka Perechodnika – Żyda, który prowadził swój pamiętnik od wybuchu wojny do swojej śmierci. Autor opisuje z dystansem nie tylko Niemców, ale także Polaków i swoich współbraci Żydów. Nikt nie otrzymuje pozytywnej oceny. Wobec siebie także nie stosuje taryfy ulgowej i krytycznie ocenia także swoją postawę. Książkę czyta się jednym tchem i nie można się od niej oderwać ani podczas lektury, ani po niej, bo przemyślenia i refleksje nieustannie powracają. Nikogo kto czytał ze znajomych nie pozostawiła obojętnym. Zgadzam się z tymi, którzy postulują by ta pozycja stała się lekturą obowiązkową w szkołach średnich…Kontynuując wątek żydowski muszę wspomnieć także o niesamowitym reportażu Reszki „Płuczki. Poszukiwanie żydowskiego złota”. Autor opisuje w niej proceder poszukiwania złota zabitych Żydów na terenie obozów zagłady działających na terenie Polski podczas II wojny światowej. Co ciekawe poszukiwania odbywały się aż do lat 80. Szukający złotych zębów, nie wahali się bezcześcić zwłok zabitych. Jak pokazuje historia tak pozyskane pieniądze szczęścia „znalazcom” nie przyniosły…
Kończąc już temat stosunków Polski z Narodem Wybranym zapraszam do lektury kolejnej antologii. Tym razem jest to słynny „Żydownik Powszechny”, czyli zbiór artykułów poświęconych stosunkom polsko – żydowskim. Znajdziemy tutaj poruszający esej Błońskiego „Biedny chrześcijanin patrzy na getto”, do którego zawsze warto wracać. Poza tym opisywana jest spór wokół żwirowiska i artykuły o. Stanisława Musiała SJ, który osobiście był zaangażowany w rozwiązanie problemu. Lektura warta czasu na przeczytanie.
Niestety, czasami świetne reportaże nie najlepiej prezentują się w książce. Tak jest w przypadku „Celibatu. Opowieści o miłości i pożądaniu”. Pierwotnie teksty były zamieszczone w „Dużym Formacie” i bardzo dobrze się je czytało. Zebrane razem, w jednym tomie nie są spójne, nie tworzą jednej opowieści. Temat książki wydaje mi się niezgłębiony. Może autor nie do końca przemyślał kompozycję i dramaturgię tej pozycji?

Wiara/religia
Pozostając w temacie duchownych pragnę tym razem wspomnieć o wywiadach przeprowadzonych przez Artura Nowaka z księżmi byłymi i niedoszłymi, oraz takim, który zamiast księdzem został pastorem protestanckim. Zebrane zostały w książce „Duchowni o duchownych”. Niestety, te wywiady to głównie lament skrzywdzonych ludzi. Autor nie drąży, nie wchodzi z nimi w spór, a jedynie pełni rolę…. terapeuty? Zupełnie inny poziom mają rozmowy z duchownymi (dwoma dominikanami, franciszkaninem i pastorem). Tym bardziej, że są to osoby, które nie przedstawiają bezkrytycznego stosunku do instytucji Kościoła.

Sporo poświęciłem czasu na czytanie lektur poświęconych mężczyznom w Kościele. Czas na pozycję poświęconą kobietom. „Kościół kobiet” to świetna książka mojej ulubionej katolickiej feministki czyli Zuzanny Radzik. Książka opisuje rolę kobiet we wspólnocie KK i ich powolne wybijanie się na niezależność oraz rolę II Soboru Watykańskiego. Autorka nie waha się sięgnąć dalej, poza nasz polski grajdołek i pokazać, jak wygląda wyemancypowanie się zakonnic w USA, gdzie nie tylko nie chcą być traktowane jako służące księży, ale coraz głośniej żądają pozycji i praw równym mężczyznom, z kapłaństwem włącznie.
Ciekawą pozycją z półki religia był wywiad jaki przeprowadził red. Piotr Żyłka z księdzem Janem Kaczkowskim pt. „Życie na pełnej petardzie”. Wywiad bardzo ciekawy, bo opowiadający o tym jak trudno osobie niepełnosprawnej wypełnić swoje powołanie w Kościele Katolickim. Ks. Kaczkowski miał dar opowiadania. Jego przekaz był atrakcyjny. Niestety, gorzej z sensem. Atrakcyjna forma nie przekłada się na nowoczesną treść, która jest typowa dla polskiego kleru. Wypowiedzi Kaczkowskiego o dziewczynkach, które nie powinny stanowić konkurencji dla chłopców podczas ministrantury sprawiają tylko przykrość. Takie książki prowadzą do refleksji, że poglądy kleru są na większość spraw bardzo podobne bez względu na to czy mamy do czynienia z duchownym tzw. liberalnym, czy tradycjonalistą.

Ciężko mi się rozstawać z trylogią „Tygodnika Powszechnego” czyli ostatnią częścią „Kanonu. Rozmowy na temat”, wydanymi z okazji 70-lecia periodyku. To antologia najważniejszych rozmów (trudno tutaj mówić o klasycznych wywiadach), które ukazały się na łamach „TP”. Nazwiska tuzów polskiej inteligencji, takie jak: Turowicz, Miłosz, Mazowiecki, Gross, Karski, Henellowa, Boniecki mówią same za siebie. Dobrze, że nie dajemy zakurzyć się w archiwach tak ważnym tekstom. Będzie mi brakować kolejnych części Kanonu.

Wróćmy jednak do minibooków i towarzyszącego mi od jakiegoś czasu cykl Miesięcznika ZNAK.  Tytuł kolejnego tomu cyklu wiele mówi o treści: „Smoleńsk [historia, a mit]”. Temat delikatny i drażliwy, ale bardzo interesujący. Tym bardziej, że teksty zawarte w tym zbiorze poświęcone są tworzącemu się mitowi na bazie katastrofy. Szczególnie polecam dwa teksty: rozmowę Adama Puchejdy z Agatą Bielik Robson „Koniec polskiej cywilizacji” oraz „Dlaczego wierzę w mitologię smoleńską?” Marcina Napiórkowskiego.

Pisząc o religii nie mogę nie wspomnieć o kolejnej encyklice autorstwa Jana Pawła II, którą dane mi było przeczytać. Tekst „Laborem exercens” poświęcony jest pracy oraz pracownikowi. Wydaje mi się, że poruszane w niej problemy nie straciły na aktualności. Nadal trwa walka o godność i podmiotowość pracownika. Dyskutujemy o roli i miejscu techniki w procesie pracy, skutkach społecznych bezrobocia.

Na zakończenie wątku religijnego wejdźmy na chwilkę w rejony filmowe. Martin Scosese miał stworzyć dzieło życia ekranizując tę powieść. Będąc wierny przyjętej przeze mnie zasadzie: najpierw książka, potem film na niej oparty, przeczytałem „Milczenie” autorstwa Shūsaku Endō. Historia dwójki jezuickich zakonników ewangelizujących Japończyków, którzy zostali zmuszeni do wyrzeczenia się wiary. Sam dramat bardzo interesujący… Książka mnie po prostu znużyła: linearna narracja czy zbyt jasne odniesienia do wątków biblijnych nie intrygują. Bohaterowie też jacyś tacy… jednowymiarowi. Spokojnie mógłbym pozostać przy samym filmie.

Powieść
Nieraz już Państwu pisałem, że chciałbym zapoznać się z całą twórczością niektórych mistrzów pióra. Tak jest np. ze wspomnianym gdzieś powyżej śp. Jerzym Pilchem. Niestety, lista tych pisarzy, którzy już odeszli robi się coraz dłuższa. Poza Pilchem regularnie wracałem także do Janusza Głowackiego. W roku 2020 przeczytałem powieść „Good night, Dżerzi”, która stara się rozwikłać tajemnicę życia i śmierci najbardziej skandalizującego polskiego pisarza jakim był Jerzy Kosiński. Akcja dzieje się w Nowym Jorku, gdzie autor cieszył się wielkim szacunkiem. Fikcja przeplata się tutaj z potwierdzonymi wątkami biograficznymi autora. Język i narracja Głowackiego jak zwykle urzeka.

Kolejnym autorem, który, gdy zacząłem zagłębiać się w jego twórczość był nieodżałowany Philip Roth. W roku dwudziestym XXI wieku miałem okazję zaznajomić się z powieścią political fiction „Spisek przeciwko Ameryce” opowiadającą o rodzącym się faszyzmie w USA. Narracja prowadzona jest przez kilkunastoletniego żydowskiego chłopca, który opisuje zmiany zachodzące w mieście i kraju przez pryzmat swojej rodziny. Na czym polega fiction? Roth przedstawia tutaj alternatywną wersję wydarzeń. Wybory prezydenckie wygrywa zamiast Franklina Delano Roosvelta, Charles Augustus Lindbergh – lotnik i celebryta, który prowadzi dialog i przyjazną politykę wobec Hitlera…

Kolejną książką zmarłego autora jest kultowe „Sto lat samotności” Gabriela Garcíi Márqueza. Naprawdę niesamowita historia Macondo opisywana z perspektywy rodziny Buendía, obarczonej piętnem kazirodztwa. Książkę czytałem jak baśń, w której realny i fikcyjny świat przenikają się nawzajem. Wielka literatura!

Kolejna, nowa literacka przyjaźń nawiązała się po lekturze artykułu Sobolewskiej przeczytanego w tygodniku „Polityka” ze zmarłym austriackim pisarzem Tomasem Bernhardem. „Bratanek Wittgensteina. Przyjaźń” to opowieść o bliskiej relacji Thomasa Bernharda i jego kuzyna Paula Wittgesteina. Traktowani przez swoją rodzinę jak wyrzutkowie zbliżyli się do siebie jako stali pacjenci szpitali: Thomas leczący choroby płuc oraz Paul będący rezydentem oddziałów dla chorych umysłowo. Przyjaźń tych dwóch postaci tworzy oś powieści. Autor wykorzystuje do opisania swoich wątków autobiograficznych oraz opisania swoich lęków, cierpienia czy wyrażenia własnych poglądów na tematy polityczne, społeczne czy kulturalne.

Ostatnią książką z kategorii powieść jest historia dwóch braci kowbojów, poszukujących złota na Dzikim Zachodzie. Książka z kategorii literatura wakacyjna i przeczytana tylko dlatego, by skonfrontować ją z filmem o takim samym tytule. „Bracia sisters”, bo o nich mowa, to powieść starająca się nawiązać do pomysłów i czarnego humoru Braci Cohen. Niestety, zarówno w filmie, jak i książce nie znalazłem tego polotu i ironii. Takie wakacyjne czytadło…

Skoro o kanikule mowa, to muszę także wspomnieć o kolejnej książeczce czytanej w lipcowe upały. „Wakacje” Grzegorza Uzdańskiego, to opowieść o wspólnym pobycie matki i dorosłej córki w gospodarstwie turystycznym na Kujawach. Celem jest odwiedzenie miejsc związanych z owianą i ukrywaną przez lata tajemnicą rodzinną. Poza głównym wątkiem autor opisuje relacje między oboma kobietami, które mimo swoich nawyków, małych nieporozumień i konfliktów próbują spędzić wspólnie czas. Mnie książka nie zachwyciła, a nawet chwilami nudziła…

Literatura dla dzieci, młodzieży i buntowników
Tym sposobem przeszliśmy do ostatniej kategorii czytelniczej, czyli literatury dla młodych. Powoli w niepamięć odchodzi wspólne czytanie z dorastającym już synem.  Teraz przychodzi powoli czas na „wypuszczenie z książkowego gniazda” młodszej córki, która ostatnio polubiła czytanie. Mamy nawet wspólne sesje: każdy zagłębia się we własnej lekturze…

No ale w zeszłym roku udało się nam zapoznać kilka pozycji. Pierwszą był czytany po raz kolejny „Mikołajek ma kłopoty”. Zdecydowanie jest to lektura ponadczasowa. Oczywiście patrząc na to w jakich czasach osadzona jest akcji widać, że tzw. warstwa społeczna trąci myszką. Jednak humor czy intrygi są ewidentnie ponadczasowe.

Na szczęście znaleźliśmy z córką godnego następcę „Mikołajka”. Jest to „Lukrecja” napisana przez dziadka autora wielkiej poprzedniczki. Mamy tu wszystko: nastolatkę żyjącą w patchworkowej rodzinie, aktywną babcię głównej bohaterki, mamę – prawnika, czy młodszego brata, który jest miłośnikiem gier komputerowych. Lukrecja jest francuską nastolatką, ale jej problemy idealnie odzwierciedlają stan w jakim są jej rówieśniczki mieszkające w Polsce. W roku 2020 poza tomem nazwanym imieniem bohaterki przeczytaliśmy także drugą część „Lukrecja stawia na swoim”. Poza tym udało nam się zgłębić Doktora Dolittle i jego zwierzęta”. Dla mnie to był powrót do czasów dzieciństwa. W podstawówce na podwórku z rówieśnikami zaczytywaliśmy się powieściami Hugha Loftinga oraz przygodami Smoka Wawelskiego (tak, tak to nie tylko bajka, ale całkiem przyjemna powieść przygodowa) opisanymi w „Porwaniu Baltazara Gąbki” autorstwa Stanisława Pagaczewskiego.

Na zakończenie zeszłorocznego podsumowania zostawiłem książkę z kategorii popkultura. Tutaj pochwalę się pozycją, która długo czekała na swoją kolej, ale warto było. „Leksykon buntowników” Maxa Cegielskiego, to zbiór tekstów poświęcony niepokornym duszom pop kultury. Oczywiście większość opisywanych bohaterów jest znana fanom rocka, więc wybór jest w ¾ przewidywalny. Jednak artykuły nie nużą i mogą stanowić przyczynek do ciekawych dyskusji.

Mimo, że rok 2020 był uboższy w liczbach przeczytanych książek, to merytorycznie wypadł bardzo dobrze. Z perspektywy roku 2022 widać, że wiele pozycji nadal we mnie „żyje” dając pożywienie kolejnym refleksjom i przemyśleniom, oraz dając zaczyn do kolejnych czytelniczych przygód.